Długie, ciemne, ciągnące się w nieskończoność wieczory sprzyjają bardzo rodzinnym grą. Nie wiem czy był tej zimy dzień, żeby dzieci w którąś z gier ,,planszowych” nie grały. I bardzo mnie to cieszy, bo taki rodzaj spędzania czasu ma same zalety.
Wytypowałam dziś cztery gry. Te takie ulubione nasze. Te, których nazwy są z euforią wykrzykiwane, gdy pada pytanie ,,w co chcecie grać?”. I tak mi teraz do głowy przyszło, że jeszcze nie całkiem ten świat zwariował skoro na tak zadane pytanie nasze dzieci wymieniają nazwy przedstawionych dziś gier, a nie jakieś z aplikacji na Ipadzie…
W każdą z tych gier śmiało (nie nudząc się przy tym…) mogą, a czasem wręcz powinni grać z dziećmi rodzice. Nasza trzy letnia Małgosia gra zawsze z nami, oczywiście daje więcej czasu na odpowiedź, czasem jej pomagamy, ale generalnie daje radę.
Każda z nich działa trochę inaczej. Inną mam wrażenie odgrywa rolę w rozwoju dzieci, choć oczywiście gramy w nie przede wszystkim by fajnie spędzać czas razem, dobrze się przy tym bawiąc.
Pierwsza z gier potrafi do łez wzruszyć, druga rozśmieszyć, trzecia dostarcza wiedzy, a czwarta uczy pokory. Łączy je natomiast to, że reguły każdej z nich można wyjaśnić w minutę, co cenię niezwykle, bo nie należę do osób cierpliwych…
Zacznę od gry która urzekła mnie najbardziej…
Pytaki bo od tej grze mowa, jest najbardziej rodzinną grą jaką znam. Posługując się modnym ostatnio duńskim słowem, powinnam napisać, że czas z nią spędzony jest bardzo hygge….
Gracze siadają razem i losują z woreczka żetony- „pytaki”, a następnie odpowiadają na zadane na nim pytanie/ wykonują polecenie.
Gramy w nią tylko, gdy jesteśmy w w komplecie i nie wyobrażam sobie grać w nią inaczej (choć oczywiście można)
Gra oprócz kluczowych żetonów posiada też kostkę i karty uczuć, ale my najczęściej upraszczamy reguły i po po prostu, po kolei losujemy pytaki i odpowiadamy. A pytania są różne. I takie, z których dzieci mogą się dowiedzieć jak poznali się rodzice, kto o czym marzy, za co kogoś lubi, co wspomina, co docenia, czego mu brakuje, za co ma żal, co by zmienił. Wzrusza mnie niesamowicie zawstydzenie Antosia, kiedy o uczuciach przychodzi mu mówić, kiedy dowiaduje się o marzeniach osób mi najbliższych, kiedy dzieci w skupieniu, zaciekawione słuchają odpowiedzi na nieznane im historie rodzinne.
Absolutnie cudowna w swej prostocie. Tworzy piękne relacje, buduje świadomość emocjonalną, wzmacnia więzi rodzinne, uczy empatii, słuchania i wypowiadania się (a starsze dzieci również czytania), ćwiczy cierpliwość, pokazuje jak bardzo ważną i naturalną rzeczą w rodzinie jest/powinien być dialog.
Gra jest genialnym wynalazkiem w podróży. Niedawno czekała nas kilkugodzinna podróż samochodem z dziećmi. W ostatniej chwili przed wyjściem wrzuciłam woreczek z pytakami do torebki, a potem po trzystu pokonanych kilometrach, kiedy już pomysły i siły by zminimalizować ilość dobiegających z tylnego siedzenia pytań ,,daleko jeszcze?” się wyczerpały, wyciągnęłam Pytaki i miałam wrażenie, że brakujące sto kilometrów pokonaliśmy w kwadrans, tak szybko i miło upłynął nam czas. Bardzo, bardzo polecam…
Zamówić można tutaj (klik)
Dobble no to jest hit! W malutkiej, poręcznej, metalowej puszce znajduje się plik okrągłych kart z obrazkami. Różnymi porozrzucanymi przedmiotami, znakami. Zabawa polega na tym, żeby jak najszybciej odnaleźć na swojej karcie i karcie wspólnej dla wszystkich graczy dwa te same przedmioty. Tylko od naszej spostrzegawczości czy szybciej od pozostałych graczy (lub gracza) znajdziemy swoją obrazkową parę.
Rysunki są różnych wielkości i pląta się to i proste nie jest czasami. Maja z Antkiem koszą nas- rodziców równo. Lepsze oczka mają, szybciej im te styki w główkach łapią, a śmiechu i radochy przy tym na sto dwa. I często głowy byśmy dali sobie głowy uciąć, że tym razem pary nie ma, no bez szans, a potem się znajduje…
To gra w która mogą grać trzy latki i ich pradziadkowie. Często grają w nią sobie Antoś (5 lat) z Małgosią(3 lata). Zawsze wrzucam ją do torebki, gdy idziemy do lekarza czy znajomych, albo dzieciom do plecaczka, gdy idą do dziadków. Z tego co widzę są tez inne, bajkowe jej wersję, my mamy tą klasyczną żółtą. Super sprawa.
Dobble znajdziecie tutaj (klik)
5 sekund junior to popularna, mocno reklamowana gra, ale warto o niej wspomnieć, bo też fajnie się przy niej bawimy. Reguły są proste, mamy pokaźny zestaw pytań, po odczytaniu pytania gracz ma 5 sekund (liczone za pomocą dołączonego czasomierza) na odpowiedz. Pytania są proste, cała sztuka w tym, by zebrać myśli i w te 5 sekund przełożyć je na słowa, co gwarantuje nie zawsze jest takie proste. Język się plącze, odpowiedzi chowają się gdzieś z tyłu głowy, albo nasuwają się jakieś strasznie dziwne, śmieszne, głupie. Małgosia na pytanie ,,co można schować do kieszeni” zawstydzona odpowiedziała ,,cukieraska”…Każda dobra odpowiedź wypowiedziana na czas, to ruch kostką i krok w kierunku mety i wygranej. Dużo śmiechu, troszkę adrenaliny, odrobina rywalizacji i całkiem sporo wiedzy. My mamy wersję junior (z osobnymi pytaniami dla dzieci i dorosłych) ale z tego co widzę w podanym linku są też inne wersje.
Znajdziecie je tutaj (klik)
Farmer – pisząc o tej grze, nie mogę sobie odmówić zacytowania kulisów jej powstania…
,,Superfarmer to gra, która powstała w Warszawie w 1943 roku. Nosiła wtedy tytuł „Hodowla zwierzątek”. Jej autorem jest wybitny polski matematyk, profesor Karol Borsuk. Gdy Niemcy zamknęli Uniwersytet Warszawski, profesor został bez pracy. W czasie wojny ludzie dokonywali cudów pomysłowości w poszukiwaniu źródeł utrzymania. Pomysłem profesora na ratowanie budżetu rodzinnego była sprzedaż gry. Zestawy do „Hodowli zwierzątek” przygotowywała metodami domowymi żona profesora, pani Zofia Borsukowa. Autorką rysunków zwierzątek była pani Janina Śliwicka. Gra zyskała wielką popularność – najpierw wśród przyjaciół rodziny, a potem w coraz szerszych kręgach osób znajomych i nieznajomych. W domu państwa Borsuków rozdzwonił się telefon, a w słuchawce, co i rusz można było usłyszeć pytanie: Czy to hodowla zwierzątek? Po potwierdzeniu następowało zamówienie i gry trafiały do sklepu.
Gra bawiła nie tylko dzieci, wciągała także dorosłych, pomagając im przetrwać smutne okupacyjne wieczory. Oryginalne egzemplarze gry spłonęły wraz z miastem w czasie powstania warszawskiego, w sierpniu 1944 roku. Szczęśliwie jeden z egzemplarzy zachował się poza Warszawą i wiele lat po wojnie wrócił do rodziny Borsuków.
W czerwcu 1997 roku z inicjatywy pani Zofii Borsukowej, z okazji jej 90 urodzin oraz w 15 rocznicę śmierci profesora Karola Borsuka „Hodowla zwierzątek” została wydana przez Grannę pod tytułem „Superfarmer”, by bawić kolejne pokolenia dzieci i rodziców.
Gra polega na losowaniu za pomocą dwoma dwunastościennymi kostkami z obrazkami zwierząt. Po wylosowaniu pary do naszej farmy trafia dane zwierzątko, przy czym niektórych gatunków jest na kostkach dużo, innych niewiele. Zwierzęta możemy wymieniać, możemy za nie kupić psa, który z kolei uchroni nasza farmę przed listem czy wilkiem, bo te wylosowane pozbawiają części bądź całego inwentarza. Wygrywa osoba, która zdobędzie przynajmniej po jednym zwierzątku z każdego gatunku. Gra uczy myślenia strategicznego, ale tez pokory w przyjmowaniu porażek, bo czasem jeden pechowy rzuć kostka może nas pozbawić wszystkiego.
Znajdziecie ją tutaj (klik)
To taki nasz subiektywny wybór gier, jeśli macie swoje typy, gry warte polecenia podzielcie się nimi proszę w komentarzu, chętnie je poznam.
Miłych chwil i pięknych emocji podczas wspólnego grania Wam życzę.
Comments 1
Author
Gość: [zielenina] *.neoplus.adsl.tpnet.pl 4 miesiące temu
fajny wpis, dobrych plaszówek nigdy dosyć 🙂
candida_albicans 4 miesiące temu
Interesujacy wpis…sledze bloga od jakiegos czasu i czekam na kolejne posty…