
Buongiorno! Zapraszam dziś na spacer po wyspie Burano. Ta mniejsza sąsiadka Wenecji, absolutnie przecudna, czarująca kolorami i nagrzanymi od słońca kolorowymi elewacjami domów. Domów, których elewacje właściciele podobno muszą malować co pół roku, ale bez zgodny urzędu nie mogą zmienić ich koloru. Legenda głosi, że Burano jest tak kolorowe, ponieważ dawnej gospodynie, czekające na swoich mężów, którzy wypływali w morze, malowały swoje domy na różne kolory, by ci wracający z połowów (w różnym stanie trzeźwości) mogli swój dom łatwo odnaleźć…
Wyspa ta swego czasu, bardzo słynęła z tworzenia ręcznych koronek. Obecnie w dobie napływu wszechobecnej chińszczyzny oraz pracochłonności tworzenia tych oryginalnych, ręcznych, sztuka ta zamiera, choć muzeum koronkarstwa i ulica z tego rodzaju wyrobami nadal na wyspie są.

























Torebka Małgosi: Meri Meri (klik)

Wyspa, nie posiada zabytków, które ,,koniecznie trzeba zobaczyć”. Oczywiście jest kilka miejsc, które warto zobaczyć, ale nie sa tak obowiązkowym punktem jak np. Plac św. marka w Wenecji. Zatem bez pośpiechu, spacerując uliczkami można łapać klimat tego wyjątkowo kolorowego miejsca. Na zwiedzanie Burano wystarczą dwie godziny, a dojedziecie tam tramwajem wodnym (koszt 10E dla osoby dorosłej, 20E kosztuje jednodniowy bilet na przejazd do Wenecji, Burano i Murano. Z transportu miejskiego dzieci do lat 4 korzystają bezpłatnie, starsze mają zniżki.
O ile Wenecja mnie jakoś specjalnie mnie nie oczarowała (a dałam jej szansę dwukrotnie), to na Burano i Murano wróciła bym z przyjemnością. Koniecznie, będąc w okolicy wybierzcie się tam. Na pewno nie będziecie żałować…
pozdrawiam kolorowo…
