Nasze pierwsze grządki.
Przez głowę rodziny wybudowane. Cegła po cegle, bo choć z drewna piękne, to takie trwalsze.
Ziarenka do ziemi wkładane w rządkach równych.
Sałaty tak głupio wszystkie naraz posadzone, że potem nie wiadomo było co z nimi robić.
Słodki smak zielonego groszku, wyłuskiwanego małymi paluszkami.
Rukola wielka zaskakująco.
Spojrzenia wieczorami w niebo z nadzieją, ze deszcz przyjdzie i podlewać nie będzie trzeba.
Ostrość niepryskanej rzodkiewki.
Ogórki pnące się po sznurkach.
Miseczki emaliowane na to wszystko.
Zdziwienie w oczach dzieci na wiadomość, ze kwiaty nasturcji można jeść.
Nazwy ziół czarną farbą na cegłach napisane.
Ziemia pod paznokciami.
Pełny kompost.
I nadzieja. Ogromna nadzieja, że cała trójki choć trochę te grządki, te smaki i to lato zapamięta…
Łapcie te ostatnie letnie dni Kochani…
Comments 1
i te sznitki na desce…sielsko Kochana, cudownie 🙂