Dziś w ramach fotograficznych wspomnień, garść kadrów, które uchwyciłam latem wokół domu. Jako, że wakacyjny wyjazd przypadł nam już w czerwcu, to większość lipca i sierpnia dzieci spędziły właśnie tu. Niektóre z tych zdjęć mogliście widzieć na moim Instagramie (klik), bo tam zdecydowanie więcej naszej codzienności niż na blogu.
To pierwsze lato, które spędziliśmy wspólnie z naszym przygarnięty ze schroniska Colinem, który każdego dnia coraz bardziej nam ufał i obdarowywał psią miłością, dając poczucie, że dopiero teraz jesteśmy rodziną w komplecie.
W tym roku zasialiśmy po raz pierwszy łąkę kwietną (klik), która przez całe lato cieszyła nas kolejno kwitnącymi kwiatami i zwabiała wszystkie mam wrażenie motyle i pszczoły z okolicy. Maliny obrodziły w końcu tak bardzo, że aż nie chciało się ich zbierać. Tego lata także uznaliśmy, że stół i ławki ogrodowe powinny stać pod dębem i że nie chcemy jednak murowanego grilla, a miejsce ogniskowe.
Dla dzieci były to także wakacje pod znakiem przyjaźni, bo mieliśmy kilkoro cudownych gości. Daria przyjechała na kilka dni do Mai i dziewczyny śmigały całymi dniami na rowerach, udając bliźniaczki, bo nawet rowery miały takie same. Mieszkał też u nas troszkę mój chrześniak Tymon, a potem także jego brat Hugo i ich mama, moja przyjaciółka.
Dzieci urzędowały też od świtu do zmroku z prawnukami sąsiadów, a to przybiegały umorusane z cukru pudru, bo jadły u sąsiadki racuchu, a to wpadały jak burza do nas na kompot czy lody. Antek swoją pomysłowością rozbrajał każdego dnia, nieustannie budując swoje bazy, a Małgosia która na koniec sezonu opanowała jazdę na rowerze bez bocznych kółek, nie odstępowała go na krok. Maja dorasta i trochę mniej bawiła się z młodszym rodzeństwem, choć fakt ten nie przeszkadzał im kłócić bez przerwy o wszystko.
Był to także czas dzbanków pełnych kompotu na stole, ciast z owocami, słodkich przetworów, szaleństw w dmuchanym basenie i palenia ognisk…
I choć nie wszystko udało się tego lata zrealizować, zabrakło czasu na kilka spotkań z przyjaciółmi, na które bardzo liczyłam, a na ogródku nie stanął drewniany domek na rowery, to nie zamieniłabym tego lata na inne…
I szczerze powiem, gdy oglądam te zdjęcia, albo zwyczajnie patrze przez okno, nie potrafię wyobrazić sobie lepszego miejsca,
w którym chciałabym, żeby moje dzieci spędziły dzieciństwo, niż to w którym przyszło nam żyć.
Oby kolejne lato było dla nich ( i dla nas wszystkich kochani) tak samo łaskawe…
Uściski